STING: Brand New Day /CD 1999/
A Thousand Years; Desert Rose; Big Lie Small World; After The Rain Has Fallen; Perfect Love ...Gone Wrong; Tomorrow We'll See; Prelude To The End Of The Game; Fill Her Up; Ghost Story; Brand New Day
Album Stinga: ''...Nothing Like The Sun'' nagrany z takimi znakomitościami jak m.in.: Manu Katche, Branford Marsalis, Gil Evans, Mark Knopfler czy Eric Clapton, uważam od zawsze za szczytowe jego osiągnięcie a zarazem coś w rodzaju idealnej, perfekcyjnej płyty -dlatego każdy kolejny jego album w konfrontacji z tym wydawnictwem z góry skazany jest na porażkę w moim prywatnym stingowym rankingu. Pośród kolejnych płyt wykonawcy, znalazły się jednak pozycje które stawiam wyżej i niestety również takie, które traktuję jako nieporozumienie. ''Brand New Day'' z końca ubiegłego wieku uważam za pozycję udaną, choć nie ocierającą się nawet o ideał ''...Nothing Like The Sun''.
Wśród muzyków towarzyszących głównemu bohaterowi -ponownie rewia wielkich nazwisk: M.Katche, Stevie Wonder, James Taylor, B.Marsalis czy Chris Botti.
Płytę otwiera typowy stingowy kawałek -wspaniały, klimatyczny ''A Thousand Years'' z ''szeptanym'' tekstem i pogłosem, który artysta stosował jeszcze w czasach Police. Całkiem udany początek albumu.
Już na początku drugiego utworu jednak ,,mina mi nieco zrzedła'', bowiem orientalny w założeniach utwór ''Desert Rose'' spreparowany został przy użyciu takiej ilości elektronicznych brzmień, iż po prostu nie potrafię słuchać tej banalnej melodii (gdyż niczym innym nie jest) przez blisko 5 minut jakie zajmuje na płycie.
Lepiej jest przy ''Big Lie Small World'' -zdecydowanie lepiej! Wspaniały chórek, ''nieśmiała'' trąbka Bottiego, gitara akustyczna... tylko po co tyle elektroniki ,,wpakowano'' w to nagranie?
Może łaskawiej byłoby, gdybym nie napisał o kilku nagraniach z płyty w ogóle (''After The Rain Has Fallen'', ''Fill Her Up'' -country plus chór gospel i jazzowe solo fortepianu? co to miało być?, ''Ghost Story'' -melodia pasująca może do niejednej ''babcinej'' pozytywki, ale żeby poświęcać jej aż 5 i pół minuty płyty?)
''Perfect Love... Gone Wrong'' rozpoczyna się szelestem analogowej płyty, przez cały czas towarzyszy nam trąbka z tłumikiem i fajne brzmienie klawiszy -plus: świetna solówka fortepianu. Pojawiają się też ,,wstawki'' rapowane ...po francusku -może trochę niepotrzebne, ale chodziło chyba w tym nagraniu o coś czego do końca pewnie nie zrozumiałem :-( .
''Tomorrow We'll See'' utrzymany jest w klimacie piosenek z filmów o Jamesie Bondzie i to jest jedyną zaletą tego nagrania, tylko że niestety ...,,nie dorasta im do pięt''.
Płytę kończy przebojowy utwór tytułowy ozdobiony świetną partią harmonijki Stevie Wondera, będącą jego jedynym atutem... i to koniec.
To przykre, iż za najbardziej wartościowe nagrania z tego albumu uważam te najbardziej przebojowe. Przeważnie udaje mi się na różnych płytach odnaleźć takie fragmenty, które poza ''użytkowością'', posiadają jeszcze inne walory a po kolejnych przesłuchaniach odkrywam coraz to nowe smaczki. Z tą płytą jest odwrotnie: z każdym kolejnym przesłuchaniem podoba mi się ona coraz mniej. Nie oczekuję po Stingu drugiego ''...Nothing Like The Sun'' ale irytuje mnie utrzymująca się na jego wielu płytach deprymująca przeciętność pomimo zaangażowania do nagrań tylu wspaniałych muzyków.