Welcome Pill; The Room Of Fear; Party Place; Princess Ballet Room; Devil's Kitchen; Breaking Point (dedicated to K.Furman); The Room Of Imagination; The Game Of Destiny
Są płyty, po których kilkakrotnym dopiero wysłuchaniu jesteśmy w stanie odkryć ich przekaz i dostrzec pełny wachlarz tkwiących w niej brzmień i barw muzycznych. Nową płytę czołowego polskiego skrzypka jazzowego: Adama Bałdycha natomiast pokochałem od pierwszego przesłuchania. Bałdych jest niezwykle zdolnym i docenianym w ostatnich latach kompozytorem muzyki teatralnej, a więc pełniącej rolę ilustracyjną. Być może dlatego właśnie już pierwszy kontakt z materiałem wypełniającym album: ,,Magical Theatre'' okazuje być się być bezbłędnie trafiającym w wyobraźnię a kompozycje pod względem melodyki stają się natychmiast przyswajalne. Nie jest to zarzut mogący świadczyć o braku głębszych doznań podczas obcowania z nową muzyką Adama, lecz jeden z nielicznych przykładów kiedy to muzyka niezwykle ambitna i inteligentna potrafi jednocześnie być bardzo komunikatywną od pierwszego już z nią kontaktu. Stworzenie takiej harmonii pomiędzy graniem skomplikowanych struktur z jednoczesną zdolnością natychmiastowego nawiązania kontaktu z odbiorcą to sztuka udająca się niewielu twórcom dzisiejszego jazzu. ''Magical Theatre'' to płyta, która będąc jednocześnie pozycją od razu łatwą w odbiorze, niesie z sobą wiele ukrytych barw, jakie odkrywamy po każdym kolejnym jej przesłuchaniu. Prosta melodyka rozpoznawalna już od pierwszych taktów każdego kolejnego nagrania słuchanego po raz kolejny nie okazuje się być natrętną i nużącą swą prostotą, lecz punktem wyjścia do odkrywania coraz to nowych dźwięków wokół niej zbudowanych.
Z chaosu i kakofonii niepokojących dźwięków otwierających album, wyłania się pierwsza z ośmiu (choć właściwie: siedmiu) muzycznych miniaturek wypełniających płytę: ''Welcome Pill''. Dużo gitary i niemal progresywna rockowa instrumentacja utworu sprawiają, iż od razu zostajemy wciągnięci w pejzaże malowane dźwiękami elektrycznych skrzypiec na tle pulsujących elektronicznie przetworzonych partii basowych.
Podobna rockowa estetyka towarzyszy nam od pierwszych dźwięków: ''The Room Of Fear''. Tu jednak mamy w muzyce dużo przestrzeni i miejsca na spokojne impresje akustycznych skrzypiec a pojawiające się krótkie partie fortepianu Pawła Tomaszewskiego są niewątpliwą ozdobą nagrania. Solo kontrabasu (Piotr Zaczek) na tle instrumentów elektronicznych w połowie utworu to pierwsze ''wytchnienie'' na płycie. Elektronikę na płycie Bałdych wykorzystuje w perfekcyjnie dobranej proporcji -jest jej dużo i towarzyszy nam podczas słuchania całego krążka, lecz jednocześnie muzyka potrafi zabrzmieć w sposób bardzo akustyczny. Być może paradoksalne wydawać się może czytanie o akustycznej estetyce utworów z zastosowaniem tak dużej elektroniki. By to dostrzec trzeba po prostu posłuchać tej płyty.
''Party Dance'' otwierają rytmiczne skrzypcowe akordy, a gitara i rockowy progresywny (znowu nasuwa się to określenie!) sposób aranżacji nadają kompozycji niezwykłej siły i mocy. Solowe partie Bałdycha oparte są na strukturach jakie w muzyce rockowej przynależne są gitarze elektrycznej. I znowu ten pozorny kontrast, który tak charakteryzuje utwory Bałdycha: cudownie brzmi rozbudowane akustyczne solo fortepianu w połowie tego niemalże rockowego utworu.
''Princess Ballet Room'' to rzecz napisana przez Adama jakiś czas temu dla potrzeb teatru a w nowej odsłonie na ''Magical Theatre'' ujmuje nastrojem i klimatem budowanym przez wyśmienite partie fortepianu i trąbki Josha Lawrence'a. To zarazem jedne z najbardziej akustycznie brzmiących minut całej płyty. Będąc liderem i autorem całego projektu Adam Bałdych dał niezwykle dużo przestrzeni każdemu z instrumentalistów na płycie, dzięki czemu otrzymaliśmy album może nawet bardziej brzmiący zespołowo niż poprzednie dokonania fonograficzne firmowane nazwą Damage Control. Jest jednak wiele elementów w tej muzyce różniących ją od nagrań wspomnianego zespołu prowadzonego przez Bałdycha. Przede wszystkim nowa estetyka wielu rozwiązań brzmieniowych, zastosowanie pewnych innowacji aranżacyjnych a także niuanse dotyczące konstrukcji kompozycji. Nawet gdyby płyta: ''Magical Theatre'' firmowana była nazwą Damage Control, nie można by odebrać jej inaczej niż jako swego rodzaju innowacja mogąca być postrzegana jako początek nowego rozdziału w dorobku grupy. Długi pobyt Adama w Stanach Zjednoczonych oraz koncerty w nowojorskich klubach z tamtejszymi muzykami musiały odcisnąć piętno na sposobie postrzegania muzyki i myślę że ''Magical Theatre'' jest właśnie tego dowodem. To właśnie zadecydowało chyba o postanowieniu firmowania płyty przez Bałdycha swoim nazwiskiem.
Jest na płycie jednak jeden utwór pochodzący spoza teki kompozytorskiej Bałdycha zaaranżowany i wykonany w sposób charakterystyczny dla zespołu Damage Control: ''Devil's Kitchen'' (kompozycja gitarzysty zespołu: Andrzeja Gondka). Choć podczas przesłuchiwania płyty w żaden sposób nie można uznać, iż nagranie to odbiega w jakimś stopniu od klimatu całości -jest to jednak parę minut najbardziej zbliżone do tego co znamy z płyt grupy. Kompozycyjnie natomiast ''Devil's Kitchen'' może przypominać rozwiązania melodyczne stosowane przez Seiferta, brzmieniowo zaś: doświadczenia Bałdycha zdobyte podczas współpracy przy wspaniałym projekcie Jarka Śmietany: ''A Tribute To Zbigniew Seifert'' (2009), w którym to przypomnijmy wziął udział obok takich skrzypków jak: Jerry Goodman, Didier Lockwood czy Krzesimir Dębski.
''Breaking Point'' rozpoczyna długa impresja fortepianu (doskonały P.Tomaszewski) w klimacie bardzo ilustracyjnym. Skrzypce pojawiają się dopiero po trzech minutach, powoli przejmując rolę pierwszoplanową i wygrywając robiące wrażenie improwizowanych partie, z których wyłania się melodia w połączonym z ''Breaking Point'' utworze: ''The Room Of imagination''. Łagodnie dołącza perkusja i gitara, która po chwili zachwyca nas leniwymi dźwiękami (A.Gondek), pojawia się trąbka J.Lawrence'a... Brzmi to wszystko doskonale, kameralnie i bardzo... akustycznie. Główny motyw melodyczny powtarzany jest wielokrotnie na różne sposoby na zasadzie bolera. Te dwa połączone z sobą utwory tworzą rodzaj suity i zarazem najdłuższej całości na płycie (łącznie 16 i pół minuty).
Dynamiczny ozdobiony riffami gitarowymi i akordami elektrycznych organów: ''The Game Of Destiny'' to doskonałe zakończenie płyty. Jest tu ponownie miejsce na wspaniałą trąbkę Lawrence'a i rockowe solo gitarowe Gondka.
Album zachwyca różnorodnością i zmianami brzmieniowymi potrafiąc pogodzić rockowy pazur z akustycznymi brzmieniami w sposób niezwykle harmonijny i składny. Dzięki takiemu właśnie charakterowi całości ''Magical Theatre'' to płyta niezwykle urozmaicona i potrafiąca jednocześnie zaspokoić gusta oczekujących głębszych doznań słuchaczy oraz tych oczekujących po prostu przyswajalnej melodyki. Rozimprowizowana jazzowo, rockowo progresywna, a jednocześnie przepełniona pięknymi melodiami.