W roku 1995 nakładem krakowskiej wytwórni Gowi ukazała się płyta zawierająca nagrania pochodzące z dwóch różnych sesji z lat 1994/95 dokonane w dwóch różnych kwintetach oraz w duecie. Utwory pochodzące z tych sesji łączy nazwisko MILESA DAVISA, bowiem są to kompozycje z repertuaru największego trębacza i to zarówno kompozycje samego Davisa, jak i utwory, które Davis włączył do swego repertuaru. Oprócz autorskich kompozycji M.Davisa, takich jak: ,,U' N' L'', ,,Jean-Pierre'', ,,Joshua'' czy słynne ,,So What'', na krążku znajdziemy też dwie kompozycje MARCUSA MILLERA spopularyzowane przez Davisa: popularna ,,Amandla'', oraz ,,Los Feliz''.
Płyta rozdzielona jest na dwie części duetem Mencela z Davidem Friedmanem (wibrafon): ,,Someday My Prince Will Come'' Franka Churchilla.
Pierwsza część płyty to 4 nagrania dokonane w kwintecie ze wspomnianym Friedmanem, oraz D.Goodhew (saksofon), A.Kowalewskim (bas) i Ł.Żyta (perkusja).
Na część drugą krążka składają się trzy utwory nagrane rok wcześniej niż reszta płyty w ,,gwiazdorskim'' składzie z JAROSŁAWEM ŚMIETANĄ (gitara), ZBIGNIEWEM NAMYSŁOWSKIM (saksofon), M.Pośpieszalskim (bas) i C.Konradem (perkusja).
Dwa różne składy, dwie różne sesje -a jednak płyta jest bardzo spójna. O nagraniu płyty z utworami MILESA DAVISA, wspominał niedawno JAREK ŚMIETANA, gdyż podobnie jak dla JOACHIMA MENCELA -największym jazzowym idolem nie jest żaden z pianistów jazzowych, tak dla Śmietany -żaden z gitarzystów. W obu przypadkach jest nim właśnie MILES DAVIS.
Jak się okazuje utwory Davisa świetnie mogą brzmieć nie tylko grane na trąbce, lecz także na fortepianie czy gitarze.
Płyta Mencela ,,Silent Way Of Miles D.'' zabiera nas w swej pierwszej części w magiczny świat brzmień fortepianu, wibrafonu i saksofonu. Ten ostatni z wymienionych instrumentów jednak nie zastępuje bynajmniej trąbki, lecz tworzy często zupełnie inne niezależne struktury melodyczne. Partie grane w oryginale przed laty przez Davisa grane są przemiennie przez różne instrumenty. Choć dominującym na płycie jest z racji lidera: fortepian -w pierwszej części płyty niezwykle często pojawia się wibrafon D.Friedmana, co wytwarza doprawdy ciepłą i intymną atmosferę. Mimo dwóch różnych składów i rocznego odstępu dzielącego dwie różne sesje (a może właśnie dzięki temu), płyty jako całości słucha się wspaniale -stanowi ona jakby osobną, niezależną kompozycję JOACHIMA MENCELA, złożoną z poszczególnych ,,davisowskich'' tematów.
Po dwóch utrzymanych w średnim tempie utworach (,,Amandla'', ,,U' N' L'') następuje wyciszenie i dość poetycko brzmiący ,,Los Feliz'' z rozbudowaną improwizacyjnie partią fortepianu, by po ośmiu minutach porwał nas radosny lecz zawiły melodycznie ,,Jean-Pierre''.
Muzycy schodzą ze sceny, na której pozostaje tylko pianista i wibrafonista; ,,Someday My Prince Will Come'' to przerywnik z rozimprowizowaną strukturą fortepianu.
Wibrafonista schodzi ze sceny, a do pianisty dołączają wielcy polscy jazzmani, by przez finałowe 25 minut płyty porwać nas brzmieniem bardziej energicznym, zastępując nastrojowy wibrafon jazzową gitarą i bardziej wyeksponowanym basem. Słynny temat ,,So What'' w tym wykonaniu porwie najbardziej znieczulonych jazzowo słuchaczy; charakterystyczne brzmienie Najlepszej Jazzowej Gitary towarzyszy nam od początku utworu, by po chwili ustąpić miejsca żywiołowej partii lidera. Ten z kolei po chwili ,,oddaje głos'' Wielkiemu Namysłowskiemu, a nad całością unosi się wspaniale ,,pląsająca'' perkusja i rytmiczny bas. Śmietana gra swoje partie wyśmienicie... aż strach wyobrazić sobie Jego ewentualną autorską płytę z utworami Davisa. ,,Joshua'' to spokojniejsza kompozycja, w której wiodącym instrumentem w tej wersji wydaje się być saksofon Namysłowskiego. Mencel jednak właśnie w tym utworze wygrywa jedną z najlepszych improwizowanych solówek na całej płycie. ,,Śmietankowa gitara'' brzmi tutaj jakby bardziej pod GEORGE'A BENSONA tworząc pasaże na tle ,,szarpanego'' basu C.Konrada. Na dwie minuty przed końcem utworu wraca charakterystyczny temat przewodni saksofonu, by wyciszając się ,,zrobić miejsce'' dla impresji fortepianowej zagranej tylko z udziałem perkusji.
,,Nature Boy''. Cichy, stonowany rytm perkusji i po chwili saksofon Namysłowskiego grający ten tak doskonale znany temat... dołącza fortepian; utwór sączy się w spokojnym, refleksyjnym nastroju. Mencel z Namysłowskim prowadzą dialog, podczas którego saksofon modyfikuje temat przewodni, a fortepian go ,,komentuje''. W zasadzie ostatnie 9 minut płyty należy do fortepianu i saksofonu; bas gra oszczędnie, gitara tworzy tło, a perkusja zaledwie nadaje rytm... i tak spokojnie, powoli... instrumenty jakby spowalniają, wyciszając się jednocześnie, pozostawiając słuchacza w ciszy, której nie chce się przerwać jeszcze przez dobrych kilkadziesiąt sekund. Tak jakby ta cisza, którą muzycy pozostawili po sobie była częscią kompozycji... ,,Silent Way ...''
Ostatnią godzinę spędziłem z Wspaniałymi Muzykami. Słuchałem MILESA DAVISA. Chociaż trąbka nie zabrzmiała ani przez moment; oczyma wyobraźni widziałem na tej wyimaginowanej scenie puste miejsce, mikrofon i ten charakterystyczny instrument z założonym tłumikiem, na którym nikt nie ośmieli się już zagrać.
Piękna płyta.