Bruch: Violin Concerto No.1 in G minor Op.26
I.Vorspiel (Allegro moderato); II.Adagio; III.Finale (Allegro energico);
Schubert: Rondo in A for violin and strings D438;
Mendelssohn: Violin Concerto in E minor Op.64
I.Allegro molto appassionato; II.Andante; III.Allegretto non troppo - Allegro vivace
Płyta ukazała ,,na chwilę'' przed oszałamiającym sukcesem NIGELA KENNEDY, pomiędzy dwiema sesjami nagraniowymi ,,Czterech pór roku''. Nagranie dwóch koncertów skrzypcowych (Mendelssohna i Brucha) pomysłowo przedzielono podczas recitalu zarejestrowanego na płycie Rondem Schuberta, dzięki czemu płyta jako całość zyskuje na dramaturgii.
W momencie ukazania się płyty krytycy zarzucali skrzypkowi przesadny tradycjonalizm interpretacji i akademickość (jakże odmienne oblicze ukazał Kennedy na kolejnej płycie!), oraz pewną niezdarność wykonania Ronda. Pisano, iż poszczególnych części płyty pojedyńczo słucha się doskonale, lecz cała płyta utrzymana w sztywnej uczniowskiej konwencji interpretacyjnej może dla bardziej osłuchanych melomanów wydać się nużąca, gdyż skrzypek nie wniósł do klimatu znanych im doskonale kompozycji nic nowego. Tym większym zaskoczeniem in plus musiała więc dla piszących w ten sposób okazać się interpretacja Vivaldiego na kolejnej płycie Kennedyego. Być może te opinie, jakie dotarły do Skrzypka po ukazaniu się płyty były przyczyną uwolnienia się w Kennedym ,,krzykliwej wirtuozerii'' podczas kolejnych sesji nagraniowych.
Niemniej jednak nie można zarzucić tym wykonaniom braku mistrzowskiego frazowania i intonacji właściwych największym wirtuozom skrzypiec.
Koncert Brucha brzmi lirycznie, ciepło i serdecznie, a ogromne wrażenie robi jego część trzecia: ,,Finale'', gdzie Kennedy swą szybkością i precyzją robi wrażenie skrzypka, którego możliwości są nieograniczone. Rondo Schuberta -piękne i melodyjne, stonowane i relaksujące. Koncert Mendelssohna natomiast jest rześki i zostawia bardzo dobre wrażenie po wysłuchaniu płyty.
Artyście towarzyszy Angielska Orkiestra Kameralna pod mistrzowską dyrekcją legendarnego Jeffreya Tate.