BILLY IDOL: Cyberpunk /CD 1993 Chrysalis/
Wasteland; Shock To The System; Tomorrow People; Adam In Chains; Neuromancer; Power Junkie; Love Labours On; Heroin; Shangrila; Concrete Kingdom; Venus; Then The Night Comes; Mother Dawn
''Cyberpunk'' to płyta Billy Idola będąca swego rodzaju concept albumem opowiadającym o komputeryzacji i cyber przyszłości świata. Artysta nagrał ''Cyberpunk'' zafascynowany twórczością Wiliama Gibsona -pisarza będącego symbolem literatury science fiction poruszającej aspekty cyberprzestrzeni i komputeryzacji. Tematyka niejako tłumaczy charakter i sposób realizacji tej płyty podążającej stylistycznie w porównaniu do poprzednich płyt Idola w stronę elektroniki a nawet wykorzystania elementów kojarzących się raczej z muzyką techno.
Album otwiera przebojowy, utrzymany w transowym klimacie: ''Wasteland'', gdzie na plan pierwszy wysuwa się własnie elektronika.
Z numeracji utworów wynika, iż na płycie znajduje się 19 utworów; faktycznie mamy ich 13, gdyż część nagrań poprzedzona jest krótkimi wstępami indeksowanymi na płycie, lecz nie posiadającymi konkretnych tytułów.
Bardziej rockowo jest w drugim (czwartym): ''Shock To The System''; tutaj mamy takiego Billy Idola do jakiego zdążyliśmy się przyzwyczaić na czterech poprzednich krążkach.
''Tomorrow People'' nie zaskakuje niczym; utwór oparty jest na natrętnie powtarzanym refrenie otoczonym różnego rodzaju elektronicznymi dźwiękami stając się w ciągu 5 minut trwania wręcz monotonnym.
Ciekawiej brzmi spokojny industrialnie brzmiący: ''Adam In Chains'', któremu jednak daleko do spokojnych klimatycznych utworów, jakimi Billy potrafi czarować na innych płytach (jak np.''Eyes Without A Face'' na płycie ''Rebel Yell'').
Natłok zastosowanych groove'ów, sampli, loopów (czy jak je jeszcze nazwać?) towarzyszy nam w ''Neuromancer'' i ''Power Junkie'', które doskonale nadawałyby się do zilustrowania niektórych kadrów z ''Terminatora'', jednak jako samoistne tracki audio mogą nieco nużyć. W drugim z wymienionych utworów mamy jednak przynajmniej doskonałą rockową gitarę, której dotychczas trochę brakowało na płycie.
''Love Labours On'' to drugi spośród spokojnych utworów na płycie. Przepojony dźwiękami imitującymi hinduskie instrumenty, ozdobiony ciekawymi gitarowymi zagrywkami tworzy ciekawy nastrój. Są to zdecydowanie jedne z najlepszych minut całego albumu.
Dziwolągiem jest ''Heroin'' Lou Reeda (z repertuaru Velvet Underground) z wplecionymi cytatami z ''Glorii'' Patti Smith w rytmie techno. Tu już doprawdy trudno napisać cokolwiek dobrego, więc łaskawie nie komentuję dalej tego utworu tylko spokojnie czekam do jego końca.
Klimaty etniczne (tym razem są to dźwięki arabskie) pojawiają się ponownie w monotonnym: ''Shangrila'' trwającym o 7 i pół minuty za długo. Słuchając tego krążka zastanawiam się czy jest on z każdym kolejnym utworem na coraz niższym poziomie, czy moja tolerancja po ok. 40 minutach słuchania tej płyty po prostu już się kończy.
Tak czy inaczej przy: ''Concrete Kingdom'' czekam po prostu z nadzieją na następne nagranie pośród monotonnego rytmu, z którego na moment tylko wyrywa mnie wspaniale brzmiąca gitara, której tak strasznie mi brakuje podczas słuchania tego krążka.
''Venus'' zaczyna się obiecująco własnie partiami rockowej gitary, syntezatory rytmiczne tworzą natomiast klimaty spod znaku Depeche Mode z okresu płyty: ''Ultra''. W sumie nie byłoby źle, gdyby był to jeden ze słabszych utworów na całym albumie a nie pierwszy po dobrych kilkunastu minutach, którego potrafię wysłuchać bez znużenia.
Pulsujący transowy rytm oparty na dźwiękach ciekawie skonstruowanych przez gitarę basową jest atrybutem: ''Then The Night Comes''. Fajnie skonstruowane pod względem aranżacji nagranie brzmi interesująco pomimo iż to dość prymitywny kompozycyjnie utwór.
Na koniec albumu zostajemy ponownie zaatakowani elektronicznym pulsującym niczym lampa stroboskopowa rytmem, na którego tle wyśpiewywany jest refren stylistycznie nawiązujący do estetyki muzyki gospel. Zastosowana w utworze rytmika oparta na elektronice połączona z refrenem o specyficznej melodyce przywołuje skojarzenia z niektórymi produkcjami formacji Erasure. To dość udane zakończenie całej płyty mimo bardzo nietypowej dla Billy Idola.
Z perspektywy upływu czasu płytę uznać należy za prekursorską po względem łączenia w tak dużym stopniu elektroniki z muzyką rockową. Przetartym przez Idola szlakiem podążać zaczęli w drugiej połowie lat 90-tych kolejni artyści. Tylko czy warto było ten szlak przecierać?