Gitarzysta Maciej Grzywacz niejednokrotnie już współpracował z muzykami spoza polskiego środowiska jazzowego (m.in. Avishai Cohen i Tyler Hornby). Nowe trio Grzywacza to skład polsko -amerykańsko -japoński; na kontrabasie gra bowiem Yasushi Nakamura a za perkusją zasiadł Clarence Penn. Ostatni z instrumentalistów jest też współtwórcą w sensie kompozycyjnym najnowszego albumu: ''Black Wine'' wydanego przez specjalnie utworzoną dla tej płyty wytwórnię płytową, bowiem napisał dwa spośród siedmiu wypełniających ją utworów (pozostałe wyszły spod pióra Macieja Grzywacza)
Prawdziwą perełką albumu jest ''Brothers'' zagrany przez Grzywacza w piękny sposób na gitarze klasycznej przy wtórze kontrabasowych impresji i perkusji, której rola w tym utworze polega nie tyle na rytmice, co na tworzeniu odpowiedniego klimatu. O ile w przypadku niektórych nagrań z tego krążka odnieść można wrażenie pewnej surowości i specyfiki wyprawek gitarowych będących bardziej popisem techniki i umiejętnosci manualnych Gitarzysty niż mogących wywołać głębsze emocje, to w przypadku ''Brothers'' można użyć określenia iż to prawdziwy utwór ''z duszą'' pełen emocji i ''tego czegoś'' co wywołuje szybsze bicie serca u wrażliwych słuchaczy.
Tytułowy utwór płyty (druga z kompozycji Penna) stanowi coś w rodzaju hołdu dla stylistyki kojarzącej się jednoznacznie ze sposobem gry Johna Scofielda. Nawiązań do Sco możemy znaleźć na krążku zdecydowanie więcej; w takim choćby ''A Song'' dostrzec można tym razem podobieństwa stricte brzmieniowe przy zastosowaniu już jednak nieco odmiennego indywidualnego sposobu frazowania i akcentowania.
Zdecydowanie atrakcyjniej prezentują się rozimprowizowane i rozbudowane strukturalnie utwory utrzymane w stonowanym klimacie niż te bardziej dynamiczne, choć może bardziej potrafiące zachwycić techniką i precyzją gry lidera. Świetnie słucha się w tym kontekście rozwiniętego tematu: ''No Changes'', który robi wrażenie wyjątkowo ''zespołowego'' na płycie; do głosu w większym niż na ogół stopniu dochodzą rozbudowane partie kontrabasu i zawirowania rytmiczne tworzone przez perkusję.
Choć płyta firmowana jest trzema nazwiskami, nie ma wątpliwości kto jest tu szefem a zarazem pierwszoplanową postacią. Z roku na rok Maciej Grzywacz pretenduje do stania się jednym z najbardziej znaczących i wpływowych polskich gitarzystów, a najnowszy album: ''Black Wine'' zdecydowanie umacnia jego pozycję. Grzywacz jest muzykiem wszechstronnym i często angażuje się bardzo różne stylistycznie i odmienne gatunkowo projekty co zawsze postrzegane jest w przypadku twórczych artystów jako zaleta. Szkoda jednak by było gdyby ''Black Wine'' okazać się miało jedyną pozycją stworzoną w tej konstelacji, bowiem to międzynarodowe trio robi wrażenie perfekcyjnie dopasowanego i potrafiącego osiągnąć jeszcze wiele w tym składzie personalnym.
Prawdziwą perełką albumu jest ''Brothers'' zagrany przez Grzywacza w piękny sposób na gitarze klasycznej przy wtórze kontrabasowych impresji i perkusji, której rola w tym utworze polega nie tyle na rytmice, co na tworzeniu odpowiedniego klimatu. O ile w przypadku niektórych nagrań z tego krążka odnieść można wrażenie pewnej surowości i specyfiki wyprawek gitarowych będących bardziej popisem techniki i umiejętnosci manualnych Gitarzysty niż mogących wywołać głębsze emocje, to w przypadku ''Brothers'' można użyć określenia iż to prawdziwy utwór ''z duszą'' pełen emocji i ''tego czegoś'' co wywołuje szybsze bicie serca u wrażliwych słuchaczy.
Tytułowy utwór płyty (druga z kompozycji Penna) stanowi coś w rodzaju hołdu dla stylistyki kojarzącej się jednoznacznie ze sposobem gry Johna Scofielda. Nawiązań do Sco możemy znaleźć na krążku zdecydowanie więcej; w takim choćby ''A Song'' dostrzec można tym razem podobieństwa stricte brzmieniowe przy zastosowaniu już jednak nieco odmiennego indywidualnego sposobu frazowania i akcentowania.
Zdecydowanie atrakcyjniej prezentują się rozimprowizowane i rozbudowane strukturalnie utwory utrzymane w stonowanym klimacie niż te bardziej dynamiczne, choć może bardziej potrafiące zachwycić techniką i precyzją gry lidera. Świetnie słucha się w tym kontekście rozwiniętego tematu: ''No Changes'', który robi wrażenie wyjątkowo ''zespołowego'' na płycie; do głosu w większym niż na ogół stopniu dochodzą rozbudowane partie kontrabasu i zawirowania rytmiczne tworzone przez perkusję.
Choć płyta firmowana jest trzema nazwiskami, nie ma wątpliwości kto jest tu szefem a zarazem pierwszoplanową postacią. Z roku na rok Maciej Grzywacz pretenduje do stania się jednym z najbardziej znaczących i wpływowych polskich gitarzystów, a najnowszy album: ''Black Wine'' zdecydowanie umacnia jego pozycję. Grzywacz jest muzykiem wszechstronnym i często angażuje się bardzo różne stylistycznie i odmienne gatunkowo projekty co zawsze postrzegane jest w przypadku twórczych artystów jako zaleta. Szkoda jednak by było gdyby ''Black Wine'' okazać się miało jedyną pozycją stworzoną w tej konstelacji, bowiem to międzynarodowe trio robi wrażenie perfekcyjnie dopasowanego i potrafiącego osiągnąć jeszcze wiele w tym składzie personalnym.