Jeden z najsłynniejszych albumów jazzowych wszechczasów, a zarazem jedna z najwspanialszych płyt legendarnej wytwórnii Blue Note, ukazująca tak charakterystycznego ducha kojarzonego od zawsze z logo firmy. Płytę początkowo wydano bez tytułu firmując ją po prostu jako: ''Art Blakey and the Jazz Messengers'', jednak ogromna popularność otwierającego ją bluesa: ''Moanin''' sprawiła iż kolejne powszechnie znane jej edycje wydawane zostały właśnie pod tym tytułem. Pierwsze edycje winylowe z okładką bez tytułu i innym liternictwem osiągają dziś na światowych giełdach płytowych zawrotne ceny.
Zremasterowaną edycję CD z roku 1999 ponownie wydaną przez Blue Note w 2011 roku rozpoczyna fragment rozmowy Lee Morgana i realizatora dźwięku Rudy Van Geldera zarejestrowany w studio.
Właściwym początkiem albumu jest jednak jeden z najbardziej rozpoznawalnych tematów jazzowych świata, do których zaliczyłbym również: ''Take Five'' (Brubeck) czy ''Autumn Leaves'' (Davis). Kompozycja Bobby Timmonsa i Jona Hendricksa: ''Moanin''' stała się niejako wizytówką Jazz Messengers, kojarzoną już zawsze z postacią Arta Blakeya.
Na tej legendarnej płycie jest jeszcze jeden wielki przebój Jazz Messengers: liryczna ballada ''Along Came Betty'' -kompozycja saksofonisty składu: Benny Golsona. Golson jest autorem czterech spośród sześciu utworów na płycie co czyni go obok Blakeya najważniejszą postacią na płycie.
Tak naprawdę dopiero podczas rozpoczynającej drugą stronę longplaya: ''The Drum Thunder Suite'', Art Blakey daje nam do zrozumienia iż liderem projektu jest perkusista. Na tle doskonałych partii perkusji podziwiamy partie saksofonu Golsona i trąbki Morgana, z których dopiero po czterech minutach wyłania się linia melodyczna. Blakey gra bardzo charakterystycznie dla siebie, niemal bez użycia talerzy. Taka właśnie estetyka miała wkrótce stać się jednym z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych elementów jego techniki, której upust miał dać kilka lat później na albumie: ''The African Beat'' (1962).
''Blues March'' to popis wirtuozerii zarówno Morgana jak i Golsona, ale też w większym stopniu niż w pozostałych nagraniach -pianisty tego kwintetu: Bobby'ego Timmonsa, popartego doskonałym brzmieniem basu Jymie Merritta.
Timmons właściwie ''rozgrywa'' się pod koniec albumu; grający dotychczas oszczędnie i dyskretnie, wysuwa się na plan pierwszy w ''Come Rain Or Come Shine'' tworząc solo na przemian z Golsonem i Morganem. Tu również jest okazja do solówki Merritta, tak doskonale na całym albumie współpracującego z liderem.
Płyta doskonała? Zdecydowanie! Legendarna i pomnikowa! Albumem tym Art Blakey wytyczył niewątpliwie wiele nowych ścieżek dla kształtującego się na przełomie lat 50-tych i 60-tych hard bopu.
Edycję kompaktową kończy alternatywna wersja: ''Moanin''' znaleziona w studiach Van Geldera, odznaczająca się nieco inną artykulacją brzmieniową i inaczej brzmiącym solem kontrabasu. Ciekawostka.
Zremasterowaną edycję CD z roku 1999 ponownie wydaną przez Blue Note w 2011 roku rozpoczyna fragment rozmowy Lee Morgana i realizatora dźwięku Rudy Van Geldera zarejestrowany w studio.
Właściwym początkiem albumu jest jednak jeden z najbardziej rozpoznawalnych tematów jazzowych świata, do których zaliczyłbym również: ''Take Five'' (Brubeck) czy ''Autumn Leaves'' (Davis). Kompozycja Bobby Timmonsa i Jona Hendricksa: ''Moanin''' stała się niejako wizytówką Jazz Messengers, kojarzoną już zawsze z postacią Arta Blakeya.
Na tej legendarnej płycie jest jeszcze jeden wielki przebój Jazz Messengers: liryczna ballada ''Along Came Betty'' -kompozycja saksofonisty składu: Benny Golsona. Golson jest autorem czterech spośród sześciu utworów na płycie co czyni go obok Blakeya najważniejszą postacią na płycie.
Tak naprawdę dopiero podczas rozpoczynającej drugą stronę longplaya: ''The Drum Thunder Suite'', Art Blakey daje nam do zrozumienia iż liderem projektu jest perkusista. Na tle doskonałych partii perkusji podziwiamy partie saksofonu Golsona i trąbki Morgana, z których dopiero po czterech minutach wyłania się linia melodyczna. Blakey gra bardzo charakterystycznie dla siebie, niemal bez użycia talerzy. Taka właśnie estetyka miała wkrótce stać się jednym z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych elementów jego techniki, której upust miał dać kilka lat później na albumie: ''The African Beat'' (1962).
''Blues March'' to popis wirtuozerii zarówno Morgana jak i Golsona, ale też w większym stopniu niż w pozostałych nagraniach -pianisty tego kwintetu: Bobby'ego Timmonsa, popartego doskonałym brzmieniem basu Jymie Merritta.
Timmons właściwie ''rozgrywa'' się pod koniec albumu; grający dotychczas oszczędnie i dyskretnie, wysuwa się na plan pierwszy w ''Come Rain Or Come Shine'' tworząc solo na przemian z Golsonem i Morganem. Tu również jest okazja do solówki Merritta, tak doskonale na całym albumie współpracującego z liderem.
Płyta doskonała? Zdecydowanie! Legendarna i pomnikowa! Albumem tym Art Blakey wytyczył niewątpliwie wiele nowych ścieżek dla kształtującego się na przełomie lat 50-tych i 60-tych hard bopu.
Edycję kompaktową kończy alternatywna wersja: ''Moanin''' znaleziona w studiach Van Geldera, odznaczająca się nieco inną artykulacją brzmieniową i inaczej brzmiącym solem kontrabasu. Ciekawostka.