CD1/LP1 A: Fireball; Maybe I'm A Leo; Vavoom: Ted the Mechanic;
LP1 B: Pictures of Home; Black Night; Cascades: I'm Not Your Lover / Steve Morse's Solo;LP2 A: Sometimes I Feel Like Screaming; Woman from Tokyo; No One Came (bonus track);CD2/LP2 B: Rosa's Cantina; Smoke On The Water / John Lord's solo;LP3 A: When a Blind Man Cries; Speed King; Perfect Strangers;LP3 B: Hey Crisco; Highway Star
LP1 B: Pictures of Home; Black Night; Cascades: I'm Not Your Lover / Steve Morse's Solo;LP2 A: Sometimes I Feel Like Screaming; Woman from Tokyo; No One Came (bonus track);CD2/LP2 B: Rosa's Cantina; Smoke On The Water / John Lord's solo;LP3 A: When a Blind Man Cries; Speed King; Perfect Strangers;LP3 B: Hey Crisco; Highway Star
****************************************************************
''Nareszcie. Po latach starań, rozmów i negocjacji. Jedyny oficjalnie nagrany i profesjonalnie sfilmowany polski koncert Deep Purple'' -radośnie obwieszcza Piotr Kaczkowski na okładce płyt winylowych i kompaktów wydanych przez Metal Mind. Czy aby na pewno jest powód do aż takiej radości, czy raczej powinniśmy traktować to jako zaprzepaszczoną szansę na świetne wydawnictwo, jakimi te płyty mogły być?
Od kilku lat byłem w posiadaniu płyt winylowych, jakie ukazały się już 2004 roku, a wydawnictwo w formie 2 kompaktów sprawiłem sobie dopiero po ukazaniu się limitowanej zremasterowanej edycji wydanej w digipacku wraz z bonusowym nagraniem dostępnymi do czasu wydania tej wersji tylko na longplayu. O ile w przypadku płyt winylowych, fatalną jakość dźwięku traktowałem jako sprawkę bogu ducha winnej tłoczni, to uruchamiając wydane w 2009 roku kompakty z przerażeniem odkryłem, iż koncert najzwyczajniej w świecie został okropnie pod każdym względem nagrany! Brak dynamiki, płaski dźwięk... chyba nawet mono! Słuchałem wielu bootlegów nagranych zdecydowanie lepiej! Szkoda...
Jedyne oficjalne wydawnictwo Deep Purple, którym moglibyśmy się czasem pochwalić jako fani w rozmowach z miłośnikami rocka podczas międzynarodowych spotkań brzmi najgorzej spośród wszystkich ...dwudziestukilku oficjalnych koncertowych albumów Purpli. Tak, aż tylu!
Pomijając jakość materiału, zadziwia częstotliwość wydawania koncertowych płyt przez Deep Purple (tym bardziej iż identyczny niemal materiał wydano na: „Live at the Olympia '96”). Proceder ten dotyczy zresztą większości dzisiejszych rockowych dinozaurów, którzy korzystając z łatwej możliwości rejestracji występów dzięki nowoczesnej technice, niemal każdy album studyjny kwitują płytami koncertowymi (najlepiej wydawnictwami podwójnymi). Dzięki temu koncerty przynoszą większe zyski, gdyż poza gażą za występ, artyści zapewniają sobie dodatkowe wpływy ze sprzedazy płyt nagranych ''przy okazji'' koncertu. Efektem takiej polityki jest wydawanie materiału nie posiadającego poza wartoscią archiwalną i pamiątkową dla uczestniczących w nim fanów większej wartości, czego ewidentym przykładem jest: ''Live Encounters''. Swoją drogą dziwię się, iż zespół zgodził się w ogóle na publikację tych nagrań; głos chorego w tych dniach Iana Gillana brzmi w sposób wywołujący współczucie (nawet w spokojnym: ''Sometimes I Feel Like Screaming'' chrypi głosem zupełnie nie przypominającym faceta z Purpli). Dlatego zapewne nie doczekaliśmy się podczas programu: ''Child In Time'', gdyż strach wyobrazić sobie jak utwór ten zabrzmiałby w tych dniach pod względem wokalu.
Tournee promujące album: ''Purpendicular'' (1996) podczas którego odbył się zarejestrowany koncert było pierwszą dużą trasą koncertową zespołu ze Stevem Morsem. Doskonale brzmią solówki gitarzysty zmuszonego zmierzyć się z legendą geniuszu Ritchie Blackmore'a (bonusowy: ''No One Came'', świetne porywające sola w nieśmiertelnym: ''Smoke On The Water'', czy choćby świetne dialogi z Johnem Lordem w kolejnym ''killerze'': ''Speed King'').
Trasa ta była też jedną z ostatnich okazji usłyszenia w składzie Johna Lorda, którego wkrótce zastąpił przy klawiszach również wyśmienity: Don Airey (jedyną chyba wadą Airey'a jest to iż stara się grać w sposób bardziej charakterystyczny dla Lorda niż sam Lord).
Płytą: ''Purpendicular'' Deep Purple ''złapali drugi oddech''; po niej ukazał się: ''Abandon'' (1998), genialny (choć kompletnie niedoceniony album): ''Bananas'' (2003) i: ''Rapture of the Deep'' (2005). Szkoda, iż polski album koncertowy dokumentujący początek tego ''purpurowego wzlotu'' wypada tak przerażająco blado.
Zarówno trzy płyty winylowe, jak i edycja dwukompaktowa wydane jednak zostały niezwykle estetycznie: do obu nośników dołączono książeczki ze zdjęciami (szczególnie efektowne w formacie longplayów wydanych w limitowanym nakładzie 2 tys.egz).
Zaprzysiężeni fani zapewne uznali tak czy tak to wydawnictwo za obowiązkowe, natomiast wszystkim innym chcącym posłuchać klasyki Deep Purple ''na żywo'' w domowym zaciszu zdecydowanie bardziej polecam albumy z lat 70-tych: ''Made In Japan'' (1972) i choćby wydany trzy lata później: ''Made In Europe'' (1975).
Od kilku lat byłem w posiadaniu płyt winylowych, jakie ukazały się już 2004 roku, a wydawnictwo w formie 2 kompaktów sprawiłem sobie dopiero po ukazaniu się limitowanej zremasterowanej edycji wydanej w digipacku wraz z bonusowym nagraniem dostępnymi do czasu wydania tej wersji tylko na longplayu. O ile w przypadku płyt winylowych, fatalną jakość dźwięku traktowałem jako sprawkę bogu ducha winnej tłoczni, to uruchamiając wydane w 2009 roku kompakty z przerażeniem odkryłem, iż koncert najzwyczajniej w świecie został okropnie pod każdym względem nagrany! Brak dynamiki, płaski dźwięk... chyba nawet mono! Słuchałem wielu bootlegów nagranych zdecydowanie lepiej! Szkoda...
Jedyne oficjalne wydawnictwo Deep Purple, którym moglibyśmy się czasem pochwalić jako fani w rozmowach z miłośnikami rocka podczas międzynarodowych spotkań brzmi najgorzej spośród wszystkich ...dwudziestukilku oficjalnych koncertowych albumów Purpli. Tak, aż tylu!
Pomijając jakość materiału, zadziwia częstotliwość wydawania koncertowych płyt przez Deep Purple (tym bardziej iż identyczny niemal materiał wydano na: „Live at the Olympia '96”). Proceder ten dotyczy zresztą większości dzisiejszych rockowych dinozaurów, którzy korzystając z łatwej możliwości rejestracji występów dzięki nowoczesnej technice, niemal każdy album studyjny kwitują płytami koncertowymi (najlepiej wydawnictwami podwójnymi). Dzięki temu koncerty przynoszą większe zyski, gdyż poza gażą za występ, artyści zapewniają sobie dodatkowe wpływy ze sprzedazy płyt nagranych ''przy okazji'' koncertu. Efektem takiej polityki jest wydawanie materiału nie posiadającego poza wartoscią archiwalną i pamiątkową dla uczestniczących w nim fanów większej wartości, czego ewidentym przykładem jest: ''Live Encounters''. Swoją drogą dziwię się, iż zespół zgodził się w ogóle na publikację tych nagrań; głos chorego w tych dniach Iana Gillana brzmi w sposób wywołujący współczucie (nawet w spokojnym: ''Sometimes I Feel Like Screaming'' chrypi głosem zupełnie nie przypominającym faceta z Purpli). Dlatego zapewne nie doczekaliśmy się podczas programu: ''Child In Time'', gdyż strach wyobrazić sobie jak utwór ten zabrzmiałby w tych dniach pod względem wokalu.
Tournee promujące album: ''Purpendicular'' (1996) podczas którego odbył się zarejestrowany koncert było pierwszą dużą trasą koncertową zespołu ze Stevem Morsem. Doskonale brzmią solówki gitarzysty zmuszonego zmierzyć się z legendą geniuszu Ritchie Blackmore'a (bonusowy: ''No One Came'', świetne porywające sola w nieśmiertelnym: ''Smoke On The Water'', czy choćby świetne dialogi z Johnem Lordem w kolejnym ''killerze'': ''Speed King'').
Trasa ta była też jedną z ostatnich okazji usłyszenia w składzie Johna Lorda, którego wkrótce zastąpił przy klawiszach również wyśmienity: Don Airey (jedyną chyba wadą Airey'a jest to iż stara się grać w sposób bardziej charakterystyczny dla Lorda niż sam Lord).
Płytą: ''Purpendicular'' Deep Purple ''złapali drugi oddech''; po niej ukazał się: ''Abandon'' (1998), genialny (choć kompletnie niedoceniony album): ''Bananas'' (2003) i: ''Rapture of the Deep'' (2005). Szkoda, iż polski album koncertowy dokumentujący początek tego ''purpurowego wzlotu'' wypada tak przerażająco blado.
Zarówno trzy płyty winylowe, jak i edycja dwukompaktowa wydane jednak zostały niezwykle estetycznie: do obu nośników dołączono książeczki ze zdjęciami (szczególnie efektowne w formacie longplayów wydanych w limitowanym nakładzie 2 tys.egz).
Zaprzysiężeni fani zapewne uznali tak czy tak to wydawnictwo za obowiązkowe, natomiast wszystkim innym chcącym posłuchać klasyki Deep Purple ''na żywo'' w domowym zaciszu zdecydowanie bardziej polecam albumy z lat 70-tych: ''Made In Japan'' (1972) i choćby wydany trzy lata później: ''Made In Europe'' (1975).
skład:
Ian Gillan - wokal
Steve Morse - gitara
Jon Lord - instr. klawiszowe
Roger Glover - gitara basowa
Ian Paice - perkusja
Ian Gillan - wokal
Steve Morse - gitara
Jon Lord - instr. klawiszowe
Roger Glover - gitara basowa
Ian Paice - perkusja