Janusz Zdunek to kompozytor i trębacz, twórca eksperymentalnego tria Syfon, oraz od 1997 roku muzyk grupy Kult. Jednym z jego solowych projektów jest Marienburg -zespół pod którego szyldem w roku 2007 ukazała się debiutancka płyta: ''Pop Dom'', a rok później omawiana w tym miejscu: ''Miasto Nic''. W składzie formacji znaleźli się oprócz lidera grającego na trąbce i organach, także: Ireneusz Kaczmar (gitara basowa), Rafał Baca (perkusja), oraz grający na klarnecie basowym: Mariusz Godzina.
Płyta jest mieszanką chilloutu, jazzrocka, jazzu i brzmień klubowych, a wypełnia ją siedem kompozycji Zdunka.
Album rozpoczyna się leniwie snującą się: ''Autonaprawą'', podczas której trąbka lidera z zastosowaniem bardzo dużego efektu pogłosu wygrywa delikatne partie na tle archaicznie i uroczo brzmiących organowych dźwięków i transowego rytmu perkusji.
Podobne jest w klimacie: ''Miasto''; tu jednak duża rola przypada partiom klarnetu basowego tworzącego specyficzny klimat kompozycji. Świetnie słucha się w środkowej części tego nagrania, przekomarzania się trąbki Zdunka z klarnetem Godziny. Te swego rodzaju dialogi instrumentów odwołują się do najlepszych jazzowych tradycji; podane jest to jednak w yassowo -chilloutowym sosie, którego klimat niestety nie rzuca mnie na kolana.
Świetne partie trąbki rozbrzmiewają w: ''Marszu''. Gdyby sekcja rytmiczna od czasu do czasu zagrała mniej mechanicznie, a efekty elektroniczne nie były aż tak eksponowane -byłby to pewnie całkiem niezły utwór, ocierający się dzięki zastosowaniu w specyficzny sposób organów o psychodelię.
Niemal rockowo brzmi: ''Coda'', ale i tu poza wspaniałymi impresjami trąbki i charakterystycznymi organami -trudno w cokolwiek głębiej się zasłuchać, a pewne fragmenty utworu robić mogą wrażenie fascynacji lidera estetyką dźwiękową tworzoną przez Kult. Na szczęście po 4 minutach pojawia się klarnet i pierwsze (!) na płycie wychodzące poza schemat akompaniamentu rytmicznego partie basu.
Doczekałem się też w piątym utworze (''Naprawa obrazów'') soczyściej brzmiącej perkusji, gdyż gdyby w pierwszych czterech nagraniach Rafała Bacę zastąpić automatem pekusyjnym -utwory te niewiele by straciły. Niestety jak jest jedno -nie ma drugiego; tu z kolei partie basu robią wrażenie mechanicznych i bez wyrazu.
Fajnie i free jazzowo rozpoczyna się: ''Jass Yass'' -doprawdy niespodzianka! Sekcja dęta grająca chorusowo zawiłe linie melodyczne przechodzi w rozchodzące się improwizacyjnie impresje, do tego fantastycznie budująca klimat perkusja! To najlepsze fragmenty płyty i zarazem ...najkrótszy utwór na płycie. Szkoda...
Jest jeszcze na tej płycie: ''Nic'' (to tytuł utworu) -monotonny i dłużący się chwilami, na siłę eksponujący efekt wah-wah, tym razem ukazujący w środkowej swej części estetykę free ...raczej w karykaturalny sposób.
To nie jest płyta zła; jest tu doprawdy wiele fajnych pomysłów i rozwiązań. Zabrakło tylko pewnie tego czegoś... Tego co sprawiałoby, iż miałbym ochotę posłuchać tej płyty raz za razem -od początku.
Płyta jest mieszanką chilloutu, jazzrocka, jazzu i brzmień klubowych, a wypełnia ją siedem kompozycji Zdunka.
Album rozpoczyna się leniwie snującą się: ''Autonaprawą'', podczas której trąbka lidera z zastosowaniem bardzo dużego efektu pogłosu wygrywa delikatne partie na tle archaicznie i uroczo brzmiących organowych dźwięków i transowego rytmu perkusji.
Podobne jest w klimacie: ''Miasto''; tu jednak duża rola przypada partiom klarnetu basowego tworzącego specyficzny klimat kompozycji. Świetnie słucha się w środkowej części tego nagrania, przekomarzania się trąbki Zdunka z klarnetem Godziny. Te swego rodzaju dialogi instrumentów odwołują się do najlepszych jazzowych tradycji; podane jest to jednak w yassowo -chilloutowym sosie, którego klimat niestety nie rzuca mnie na kolana.
Świetne partie trąbki rozbrzmiewają w: ''Marszu''. Gdyby sekcja rytmiczna od czasu do czasu zagrała mniej mechanicznie, a efekty elektroniczne nie były aż tak eksponowane -byłby to pewnie całkiem niezły utwór, ocierający się dzięki zastosowaniu w specyficzny sposób organów o psychodelię.
Niemal rockowo brzmi: ''Coda'', ale i tu poza wspaniałymi impresjami trąbki i charakterystycznymi organami -trudno w cokolwiek głębiej się zasłuchać, a pewne fragmenty utworu robić mogą wrażenie fascynacji lidera estetyką dźwiękową tworzoną przez Kult. Na szczęście po 4 minutach pojawia się klarnet i pierwsze (!) na płycie wychodzące poza schemat akompaniamentu rytmicznego partie basu.
Doczekałem się też w piątym utworze (''Naprawa obrazów'') soczyściej brzmiącej perkusji, gdyż gdyby w pierwszych czterech nagraniach Rafała Bacę zastąpić automatem pekusyjnym -utwory te niewiele by straciły. Niestety jak jest jedno -nie ma drugiego; tu z kolei partie basu robią wrażenie mechanicznych i bez wyrazu.
Fajnie i free jazzowo rozpoczyna się: ''Jass Yass'' -doprawdy niespodzianka! Sekcja dęta grająca chorusowo zawiłe linie melodyczne przechodzi w rozchodzące się improwizacyjnie impresje, do tego fantastycznie budująca klimat perkusja! To najlepsze fragmenty płyty i zarazem ...najkrótszy utwór na płycie. Szkoda...
Jest jeszcze na tej płycie: ''Nic'' (to tytuł utworu) -monotonny i dłużący się chwilami, na siłę eksponujący efekt wah-wah, tym razem ukazujący w środkowej swej części estetykę free ...raczej w karykaturalny sposób.
To nie jest płyta zła; jest tu doprawdy wiele fajnych pomysłów i rozwiązań. Zabrakło tylko pewnie tego czegoś... Tego co sprawiałoby, iż miałbym ochotę posłuchać tej płyty raz za razem -od początku.
wtorek, 28 lutego 2012, longplay_2010