I Left My Heart In San Francisco; 'Till There Was You; Mona Lisa; Smile; As Time Goes By; They Can't Take That Away From Me; Somewhere Over The Rainbow; Don't Get Around Much Anymore; Someone To Watch Over Me; Summertime; Every Time We Say Goodbye; Cheek To Cheek; Dream A Little Dream Of Me; What A Wonderful World; White Christmas.
Bryan Ferry, Art Garfunkel, Willie Nelson i przede wszystkim Rod Stewart -to Artyści, którzy w ostatnich latach oddali własnymi interpretacjami hołd wielkim standardom amerykańskiej piosenki. W Polsce amerykańskie evergreeny ,,wziął na warsztat'' Krzysztof Krawczyk. Płyta ,,Mona Lisa. Amerykańskie piosenki'' to produkcja na najwyższym światowym poziomie w niczym nie ustępująca płytom wyżej wymienionych artystów. W sesjach nagraniowych wzięło udział wielu wspaniałych muzyków, spośród których wymienię w tym miejscu choć dwa najbardziej znane nazwiska: Piotr Kałużny (piano) i Zbigniew Wrombel (kontrabas).
Płyta jak łatwo się domyślić niczym nie zaskakuje, jest jednak potwierdzeniem tezy że: ,,Polak potrafi''. Pięknie zaaranżowanych i wykonanych w ciekawej manierze wokalnej utworów można słuchać bez końca. Krawczyk nie starał się być oryginalnym i nie wprowadził do jedynego w swoim rodzaju swingowo -jazzowego klimatu amerykańskich piosenek jakichś innowacji -i dobrze. Szkoda tylko, iż w części piosenek śpiewa dziwnym, niepodobnym do siebie chrapliwym głosem. Efekt? Coś pomiędzy R.Stewartem a L.Armstrongiem. Może tak właśnie być miało, gdyż w pięknej, kolorowej książeczce dołączonej do płyty Artysta umieścił dedykację:
,,Dziękuję ci Rod, że ocaliłeś od zapomnienia te piękne piosenki. Płytę dedykuję z głębi serca pamięci wielkiego Satchmo -Louisa Armstronga, który kiedyś poruszył struny mego serca i duszy... Krzysztof Krawczyk''
Ja zdecydowanie wolę jednak Krawczyka, śpiewającego swoim własnym, jakże niezwykłym i niezmiennym od wielu lat głosem takie piosenki jak: ,,Mona Lisa'' czy choćby: ,,Somewhere Over The Rainbow''. ,,Chrapliwy'' głos Piosenkarza natomiast dominuje m.in. w ,,I Left My Heart In San Francisco'', ,,'Till There Was You'' czy ,,Don't Get Around Much Anymore'' i nie są to piosenki, które w tej interpretacji mogą być wyjątkowo ciekawe dla miłośników ,,głosu Krawczyka''.
Przypomnę, iż podczas trasy promującej ,,wiecznie tworzone dzieło życia'' RODA STEWARTA (serial płytowy, który wkrótce będzie mógł najprawdopodobniej poszczycić się większą ilością odcinków niż ,,Moda na sukces''); ,,The Great American Songbook'', miało miejsce niecodzienne spotkanie: na jednej scenie, śpiewając w duecie: ,,Don't Get Around Much Anymore'' wystąpili wspólnie: K.Krawczyk i R.Stewart. Pomysł nagrania własnej płyty w stylu ,,American Songbook'' zrodził się najprawdopodobniej wówczas, choć fascynacje Krawczyka swingiem i jazzem amerykańskim sięgają końca lat 50-tych, kiedy to wraz ze swym ojcem podczas seansu kinowego, mały Krzyś został oczarowany Louisem Armstrongiem. Warto pamiętać też, iż Piosenkarz spędził 10 lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie podczas koncertów nie raz zdarzało mu się śpiewać amerykańskie przeboje. Pomimo, że zarzucani jesteśmy ostatnio podobnymi pozycjami ze świata, dobrze że ukazała się taka płyta: nagrana i wyprodukowana w Polsce. Taka nasza polska Ameryka :-) .
Na uwagę zasługuje fakt umieszczenia w książeczce tłumaczeń tekstów piosenek oraz krótkiego wstępu, a także bardzo estetyczna edycja płyty (okładkę zeszpecił jednak niestety żółty trójkąt, który zamiast pojawić się w formie łatwo zdejmowanej nalepki -został wydrukowany!).
Płyta jak łatwo się domyślić niczym nie zaskakuje, jest jednak potwierdzeniem tezy że: ,,Polak potrafi''. Pięknie zaaranżowanych i wykonanych w ciekawej manierze wokalnej utworów można słuchać bez końca. Krawczyk nie starał się być oryginalnym i nie wprowadził do jedynego w swoim rodzaju swingowo -jazzowego klimatu amerykańskich piosenek jakichś innowacji -i dobrze. Szkoda tylko, iż w części piosenek śpiewa dziwnym, niepodobnym do siebie chrapliwym głosem. Efekt? Coś pomiędzy R.Stewartem a L.Armstrongiem. Może tak właśnie być miało, gdyż w pięknej, kolorowej książeczce dołączonej do płyty Artysta umieścił dedykację:
,,Dziękuję ci Rod, że ocaliłeś od zapomnienia te piękne piosenki. Płytę dedykuję z głębi serca pamięci wielkiego Satchmo -Louisa Armstronga, który kiedyś poruszył struny mego serca i duszy... Krzysztof Krawczyk''
Ja zdecydowanie wolę jednak Krawczyka, śpiewającego swoim własnym, jakże niezwykłym i niezmiennym od wielu lat głosem takie piosenki jak: ,,Mona Lisa'' czy choćby: ,,Somewhere Over The Rainbow''. ,,Chrapliwy'' głos Piosenkarza natomiast dominuje m.in. w ,,I Left My Heart In San Francisco'', ,,'Till There Was You'' czy ,,Don't Get Around Much Anymore'' i nie są to piosenki, które w tej interpretacji mogą być wyjątkowo ciekawe dla miłośników ,,głosu Krawczyka''.
Przypomnę, iż podczas trasy promującej ,,wiecznie tworzone dzieło życia'' RODA STEWARTA (serial płytowy, który wkrótce będzie mógł najprawdopodobniej poszczycić się większą ilością odcinków niż ,,Moda na sukces''); ,,The Great American Songbook'', miało miejsce niecodzienne spotkanie: na jednej scenie, śpiewając w duecie: ,,Don't Get Around Much Anymore'' wystąpili wspólnie: K.Krawczyk i R.Stewart. Pomysł nagrania własnej płyty w stylu ,,American Songbook'' zrodził się najprawdopodobniej wówczas, choć fascynacje Krawczyka swingiem i jazzem amerykańskim sięgają końca lat 50-tych, kiedy to wraz ze swym ojcem podczas seansu kinowego, mały Krzyś został oczarowany Louisem Armstrongiem. Warto pamiętać też, iż Piosenkarz spędził 10 lat w Stanach Zjednoczonych, gdzie podczas koncertów nie raz zdarzało mu się śpiewać amerykańskie przeboje. Pomimo, że zarzucani jesteśmy ostatnio podobnymi pozycjami ze świata, dobrze że ukazała się taka płyta: nagrana i wyprodukowana w Polsce. Taka nasza polska Ameryka :-) .
Na uwagę zasługuje fakt umieszczenia w książeczce tłumaczeń tekstów piosenek oraz krótkiego wstępu, a także bardzo estetyczna edycja płyty (okładkę zeszpecił jednak niestety żółty trójkąt, który zamiast pojawić się w formie łatwo zdejmowanej nalepki -został wydrukowany!).