The JOHN SCOFIELD Quartet: Meant To Be /CD 1991 Blue Note/
Big Fan; Keep Me In Mind; Go Blow; Chariots; The Guinness Spot; Mr.Coleman To You; Eisenhower; Meant To Be; Some Nerve; Lost In Space; French Flics
Poczynania muzyczne Johna Scofielda przypominają mi pod względem wachlarza wszechstronnych dokonań: Naszego Jarka Śmietanę. Nie myślę jednak o stylistyce, bowiem obaj Panowie będący jednymi z najlepszych gitarzystów na świecie reprezentują zgoła odmienne stylistycznie i technicznie bieguny w dziedzinie jazzowej muzyki gitarowej. Jednak zarówno każda kolejna płyta jednego jak i drugiego z Muzyków przedstawia zupełnie inne projekty i doprawdy niewielu jest obecnie gitarzystów jazzowych, obdarzonych tak ogromną charyzmą, potrafiącą kazdorazowo zaskakiwać.
Zarówno Scofield jak i Śmietana zaskakują różnorodnością swoich kolejnych projektów i darem pozyskiwania do nagrań największych gigantów jazzu.
Przede mną płyta Scofielda nagrana w kwartecie, w którym drugą wielką gwiazdą jest legendarny saksofonista i klarnecista: Joe Lovano, a wyśmienitą sekcję rytmiczną tworzą: Marc Johnson (bas) i Bill Stewart (perkusja): ''Meant To Be'', wydana w 1991 roku przez kultową wytwórnię Blue Note.
W zasadzie płytę możnaby uznać za album jaki powinien ukazać się pod szyldem Scofield-Lovano Quartet, bowiem wkład Joe Lovano w nagrania zawarte na krążku jest ogromny. Niejednokrotnie gitara Scofielda zaledwie akompaniuje tylko saksofonowi, a takie utwory jak choćby: ''Chariots'' oparte są wręcz w swej konstrukcji na partii saksofonu. Nie jest to wadą tej płyty. Skądże! Jest to jednak płyta konstrukcyjnie ułożona pod saksofon, co jest kolejnym dowodem wszechstronności poczynań Scofielda i klasycznym przykładem jednego z jego kameleonowych oblicz.
Atrybutem albumu jest fakt, iż jest to płyta w pełni akustyczna, pozbawiona jakichkolwiek elektronicznych ''wkrętów'' czy automatów, które choć programowane przez muzyków -pozostają automatami. Pięknie brzmi kontrabas i niezwykle akustycznie brzmiąca perkusja, a takie chwile jak impresja saksofonu kończąca ''The Guiness Spot'' -to jedne z najwspanialszych momentów płyty.
Uwagę zwraca pokaz niezwykłej wirtuozerii lidera na tle ''pląsającej'' perkusji i ''spacerującego'' kontrabasu w dedykowanym Ornette Colemanowi: ''Mr.Coleman To You''. ''Dedykowanemu'' (choć nie ma w książeczce płyty jednoznacznej o tym informacji) poprzez całą konstrukcję i budowę kompozycji oraz sposób gry Lovano. To również jeden z przykładów ukazujący, iż to płyta... saksofonowa.
Żywiołowo i skocznie brzmią poparte doskonałymi partiami sekcji rytmicznej: ''Eisenhower'' i ''Some Nerve''. Zarówno w jednym jak i drugim utworze gitara i saksofon prowadzą może nie tyle dialogi... lecz wzajemnie się zastępują na pierwszym planie, a w finale grają wręcz duet melodyczny. W pierwszym z nich pojawia się na płycie po raz pierwszy możliwość wysłuchania solówek: M.Johnsona (kontrabas) i B.Stewarta (perkusja).
Dwa wyżej wymienione utwory przepełnione dynamiką, przedziela piękna tytułowa impresja: ''Meant To Be''. Dyskretne szczoteczki, delikatny kontrabas, a na planie pierwszym: gitara w części pierwszej, saksofon w drugiej.
Uwagę zwraca też szczególna, luźna budowa kompozycji: ''Lost In Space'', a ''French Flics'' kończąca płytę po raz kolejny ukazuje nam doskonałość tego projektu; Lovano gra tym razem na klarnecie, pojawia się cudna solówka kontrabasu, perkusja ''szumi'' w tle doskonale, a Sco pogrywa oszczędnie i ze smakiem.
Niezwykłym jest fakt, iż muzycy tej klasy mimo różnorodności swych dokonań potrafią w sposobie gry tak wyraźnie odcisnąć własną indywidualność. Dzięki temu bez względu na to czy słuchamy utworu nagranego przez Scofielda pochodzącego z repertuaru Raya Charlesa, Beatlesów czy nagrania będącego hołdem dla Colemana (z całymi tymi zawiłościami melodycznymi) -Gitarzysta rozpoznawalny jest już od pierwszych dźwięków. Po prostu: cokolwiek i jakkolwiek zagrałby Scofield -będzie brzmieć zawsze jak Scofield, bez względu na to czy mamy do czynienia z płytą akustyczną, czy ''napakowaną'' elektroniką bądź nagraną z dużym bandem. Jedyną rzeczą, jaka może zagrozić Wielkim Gitarzystom i niejako zniszczyć ich indywidualność w nagraniach jest nadużywanie syntezatora gitarowego. Cieszę się, iż John Scofield ma już za sobą etap fascynacji elektronicznymi przetwornikami deformującymi brzmienie gitary elektrycznej i nie ''ugrzązł'' w tych ''zabawkach'' na dłużej jak Pat Metheny czy John McLaughlin, którzy moim skromnym zdaniem... hmm... troszeczkę przesadzili.
Oczywiście: ''Meant To Be'' jest jedną z wielu płyt Johna Scofielda, lecz jest płytą którą po prostu znać wypada. Tym bardziej, iż jest to zarazem jedna z najlepszych płyt... Joe Lovano.