│  B  │ C │ D │ E │ F │ G │ H │  J  K │ L│ M│ N │ O P │ Q │ R │  T  │  U  │   │ W  Y Z

9.3.19

Louis ARMSTRONG: Hello, Dolly! /LP 1964, Mocambo Kapp/

str.A: Hello, Dolly!; It's Been A Long, Long Time; A Lot Of Livin' To Do; A Kiss To Build A Dream On; Someday; Hey, Look Me Over;str.B: I Still Get Jealous; Moon River; Be My Life's Companion; Blueberry Hill; You Are Woman, I Am Man; Jeepers Creepers

Płyta pochodzi z okresu, w którym jedni zachwyceni byli ''piosenkarskim'' obliczem Armstronga i można rzec: odkryli go dla siebie. Inni natomiast uważali, iż Wielki Satchmo zdradził prawdziwą muzykę jazzową i uległ listom przebojów adorując tym samym mniej wymagających słuchaczy. Przypomnę tylko, iż podczas pierwszego etapu kariery Louisa Armstronga nie istniały jeszcze na świecie płyty długogrające, a jedyną formą fonograficzną były płyty gramofonowe nagrane z prędkością 78 obr/min, na której jednej stronie mieściło się zaledwie jedno nagranie. Dlatego wczesne dokonania Louisa Armstronga, nie miały jeszcze w latach 40-tych swych odpowiedników w postaci zbiorów nagrań na płytach, lecz rozproszone były na wielu (dziś już nie osiągalnych) tłukących się, ciężkich płytach zawierajacych po jednym nagraniu na stronie. Często były to płyty, gdzie na obu stronach zawarto nagrania dokonane przez dwóch różnych wykonawców.
Dopiero lata 50-te przyniosły przełom w dziedzinie fonografii i ten okres uważa się za narodziny płyt długogrających nazwanych popularnie longplayami. Wówczas to na jednej stronie płyty odtwarzanej z prędkością 33 i 1/3 obr/min. można było umieścić około 20 minut muzyki. Zmieniła się wówczas polityka repertuarowa firm fonograficznych, a wydane wcześniej na dwu utworowych płytach nagrania poczęto po latach wydawać w najróżniejszych konfiguracjach i zestawieniach. Tak było też z nagraniami Louisa Armstronga, które znaleźć możemy na najróżniejszych płytach ułożone w różnych zestawach. Jednak jak wspomniałem, już w latach 50-tych światło dzienne ujrzały longplaye, a do najważniejszych płyt Armstronga wydanych już w formie pełnowymiarowych albumów płytowych zalicza się konceptualne longplaye: ''Louis Armstrong Plays W.C.Handy'' (1954) i ''Satch Plays Fats'' (1955). W latach 60-tych natomiast ukazał się m.in. słynny 4-płytowy boks: ''Satchmo... a Musical Autobiography of Louis Armstrong'', na którym oprócz nowych wersji starych utworów z lat 40-tych wysłuchać możemy wielu opowieści Louisa, płyta: ''Disney Songs The Satchmo Way'' (1968), czy właśnie płyta: ''Hello, Dolly!''.
To zbiór 12 utworów jaki okazał się jedną z najlepiej sprzedających się longplayów lat 60-tych. Tytułowa piosenka otwierająca płytę; radosna ''Hello, Dolly!'' pochodząca z broadwayowskiego musicalu Jerry'ego Hermana, 9 maja 1964 roku stała się najpopularniejszą piosenką w Ameryce, wyprzedzając na listach przebojów okupujących je Beatlesów z: ''Do You Want to Know a Secret'' i ''Can't Buy Me Love''. Wówczas to Armstrong mając 63 lata był najstarszym artystą, któremu udało się umieścić piosenkę na szczytach list przebojów. Właśnie ''Hello Dolly!'' uważa się za przełom w karierze Satchmo, który przekształcił się z gwiazdy jazzu w ikonę popkultury. Właściwy tekst ''Hello, Dolly!'' w wersji musicalowej rozpoczyna się tekstem: ''Hello, Dolly, well, hello, Dolly!''. To siedzący wówczas, w 1964 roku w studio, reżyser dźwięku i producent Mickey Kapp zasugerował aby Armstrong umieścił we wstępie płyty pierwiastek osobisty i zaśpiewał: ''Hello, Dolly, this is Louis, Dolly!'' i tak się stało. Odtąd utwór znany jest właśnie w takiej wersji tekstowej.
W wydanej przez Wydawnictwo Dolnośląskie w 2011 roku biografii: ''Pops. Życie Louisa Armstronga''czytamy:
''Dzięki ''Hello, Dolly!'' mógł właściwie zrezygnować z pracy i śpiewać tę piosenkę z przyjemnością do końca życia. ''Ile razy śpiewałem ''Dolly''? Sześć miliardów? Więcej? Może pan strzelać, każda liczba będzie prawdopodobna'', stwierdził w wywiadzie z 1967 roku. ''Wykonuję ten numer każdego wieczoru. i muszę przyznać, że nigdy nie dostaję większych oklasków''.W innym miejscu tej książki przypomniano wypowiedź krytyka muzycznego i dziennikarza ''New York Timesa'': Johna S.Wilsona, który mimo iż prześladował zespół Armstronga: All Stars od chwili gdy znalazł się u szczytu popularności, tym razem zmienił zdanie, pisząc o płycie: ''Hello, Dolly!'':
''Choć wydaje się to niewiarygodne, pan Armstrong śpiewa z jeszcze większym wigorem i entuzjazmem (...). Między wokalnymi popisami wciąż potrafi okazać wirtuozerię, grając na trąbce''.Jedyną kompozycją samego Armstronga na tej płycie jest: ''Someday'' a najmniej chyba z tego zestawu znaną: ''Hey, Look Me Over'' ze strony pierwszej płyty. Na drugiej stronie longplaya znajdziemy też przepiękny temat: ''Moon River'' zaczerpnięty z filmu ''Śniadanie u Tiffany'ego'', kolejny wielki przebój:''Blueberry Hill'' i na koniec fikuśny i swawolny temat: ''Jeepers Creepers''.Niniejszy egzemplarz płyty to brazylijskie wydanie wypuszczone przez tamtejszą filię wytwórnii Kapp: Mocambo. Płyta trzeszczy -ale tak być musi. Myślę iż w dzisiejszych czasach w erze sterylnie i nienaturalnie brzmiących nagrań, te 40 minut z cudnie trzeszczącą zabytkową płytą to wielka frajda. To blisko 50 lat temu nagrano te utwory a w 2012 roku, niemal pół wieku później, ta płyta wciąż się kręci dumnie na talerzu gramofonu i wciąż raczy nas pięknymi dźwiękami.