whatever (Prologue); Ha Yo Yo Woy Yo; Forest Tale; Cadaques; When They Dance; Lullaby; To The End Of The Story; whatever (Epilogue)
Rosyjski wiolonczelista Anton Peisakhov w 1998 roku przeniósł się do Izraela gdzie w Tel Awiwie wkrótce został pierwszym wiolonczelistą Orkiestry Filharmonii Izraelskiej prowadzonej przez samego Zubina Mehtę -jednego z największych współczesnych dyrygentów. Wraz z Orkiestrą Z.Mehry dane mu było koncertować m.in. w Chinach Japonii i Kambodży. Oprócz działalności w orkiestrze Peisakhov bierze udział w wielu rozlicznych projektach muzycznych dalece wybiegających poza ramy typowego klasycznego grania. Jednym z nich jest choćby legendarny projekt holenderskiego pianisty jazzowego Jaspera van 't Hofa: "Pili Pili". Po kilkumiesięcznym pobycie w Indiach, natchniony tamtejszym klimatem i muzyką hinduską przygotował w Niemczech solowy album, który zatytułował: ''whatever'' a firmuje go nazwą Tosha, będącą zarazem jego pseudonimem jak i szyldem całego projektu.
Klamrą spajającą cały album jest utwór tytułowy ''podany'' w dwóch wersjach jako: ''prologue'' i ''epilogue''. Trochę mantryczna wokaliza i ciekawy klimat. Nie jest to zdecydowanie jednak najmocniejszy utwór tej płyty.
Ciekawiej jest podczas kolejnych minut ''whatever''. Bardzo etnicznie wybrzmiewa oparty na ciekawej partii marimby ''Ha Y Yo Woy Yo'' będący czymś w rodzaju własnego spojrzenia Toshy na egzotyczne utwory plemienne. ''Szarpane'' dźwięki kontrabasu, wspomniana marimba i doskonale brzmiące wokalizy Sylvii Kirchherr i goscinnie biorącego udział w tym jednym nagraniu Sebastiana Kienela.
''Forest Tale'' zabiera nas w nastrój nostalgii i zadumy. Świetnie brzmiąca rzewna wiolonczela na tle perkusjonaliów robi doprawdy wielkie wrażenie.
Podobnie jest podczas ''Cadaques''. Tu jednak mamy do czynienia ze stricte jazzowym podejściem do tematu muzycznego, spotęgowanym wspaniałymi i pełnymi rozimprowizowanych dźwięków kontrabasu.
Etniczne hinduskie klimaty powracają podczas ''When They Dance'' -utworze opartym na świetnej mantrycznej wokalizie bez słów S.Kirchherr i doskonałych partiach smyczkowych.
''Kołysanka'' (''Lullaby'') niesie w swym klimacie niemal duchowe ukojenie. Delikatny, dyskretnie budowany nastrój to w dużym stopniu również zasługa partii wokalnych samego Peisakhova oraz wspomnianej wcześniej Sylvii Kirchherr.
Ciekawie brzmią elektronicznie przetworzone dźwięki wiolonczeli Peisakhova przypominające dźwięki mew na początku i końcu przecudnego tematu ''To The End Of The Story''. Ten 10-minutowy utwór to moim zdaniem najpiękniejsze momenty całego albumu, które powinny poruszyć do głębi nawet najbardziej ''zimnych'' dotychczas słuchaczy.
Oprócz edycji podstawowej ''whatever'', wytwórnia przygotowała również specjalną edycję kolekcjonerską w nakładzie 99 egzemplarzy. Do płyt dołączono bowiem ręcznie malowane obrazy wielkiego mistyka, pisarza i malarza -Karla Renza, który przygotował też okładkę płyty.
Klamrą spajającą cały album jest utwór tytułowy ''podany'' w dwóch wersjach jako: ''prologue'' i ''epilogue''. Trochę mantryczna wokaliza i ciekawy klimat. Nie jest to zdecydowanie jednak najmocniejszy utwór tej płyty.
Ciekawiej jest podczas kolejnych minut ''whatever''. Bardzo etnicznie wybrzmiewa oparty na ciekawej partii marimby ''Ha Y Yo Woy Yo'' będący czymś w rodzaju własnego spojrzenia Toshy na egzotyczne utwory plemienne. ''Szarpane'' dźwięki kontrabasu, wspomniana marimba i doskonale brzmiące wokalizy Sylvii Kirchherr i goscinnie biorącego udział w tym jednym nagraniu Sebastiana Kienela.
''Forest Tale'' zabiera nas w nastrój nostalgii i zadumy. Świetnie brzmiąca rzewna wiolonczela na tle perkusjonaliów robi doprawdy wielkie wrażenie.
Podobnie jest podczas ''Cadaques''. Tu jednak mamy do czynienia ze stricte jazzowym podejściem do tematu muzycznego, spotęgowanym wspaniałymi i pełnymi rozimprowizowanych dźwięków kontrabasu.
Etniczne hinduskie klimaty powracają podczas ''When They Dance'' -utworze opartym na świetnej mantrycznej wokalizie bez słów S.Kirchherr i doskonałych partiach smyczkowych.
''Kołysanka'' (''Lullaby'') niesie w swym klimacie niemal duchowe ukojenie. Delikatny, dyskretnie budowany nastrój to w dużym stopniu również zasługa partii wokalnych samego Peisakhova oraz wspomnianej wcześniej Sylvii Kirchherr.
Ciekawie brzmią elektronicznie przetworzone dźwięki wiolonczeli Peisakhova przypominające dźwięki mew na początku i końcu przecudnego tematu ''To The End Of The Story''. Ten 10-minutowy utwór to moim zdaniem najpiękniejsze momenty całego albumu, które powinny poruszyć do głębi nawet najbardziej ''zimnych'' dotychczas słuchaczy.
Oprócz edycji podstawowej ''whatever'', wytwórnia przygotowała również specjalną edycję kolekcjonerską w nakładzie 99 egzemplarzy. Do płyt dołączono bowiem ręcznie malowane obrazy wielkiego mistyka, pisarza i malarza -Karla Renza, który przygotował też okładkę płyty.